Doszedłem do punktu w którym doba jest za krótka. Mogę z ręką na sercu stwierdzić, że dzień powinien być 2 razy dłuższy, bo dopiero wtedy mógłbym wykonać wszystko co zaplanowałem.
Nie wykonać, oznacza porażkę
Jestem z ludzi dla których jakiekolwiek marnotrawstwo czasu jest grzechem. Mam plany na ambitną firmę, pracuję, uprawiam bodybuilding i w dodatku strasznie dużo się uczę. To wszystko doprowadza mnie ostatnim czasy do poddenerwowania… bo nie starcza mi na to wszystko czasu.
„Wszystkich srok za ogon nie złapiesz” , no ale w końcu są to tylko 4 rzeczy w których chciałbym być dobry. A w każdym trzymają mnie terminy. Jak to z sobą pogodzić?
Moim największym wrogiem jest czas
Czas jaki poświęcam na edukację (szkoła + nauka) to około 10 godzin dziennie. Pracuję 3 godziny (przy komputerze nad własnymi stronami internetowymi). Tworzenie kolejnych projektów, łapanie znajomości to kolejna godzina. Do tego co drugi dzień dochodzi mi siłownia/trening wytrzymałościowy przez który muszę spać ~ 9 godzin. Daje mi to razem 23 godziny.
Ale co z czasem wolnym?
W tym problem, że go nie ma. Tu też chciałbym zwrócić uwagę, że czasami warto łapać się za mniej i być szczęśliwszą osobą, niż robić dużo i nie mieć życia. Ja już wybrałem i wiem ile mnie to kosztuje, ale w końcu życie nie jest usłane różami.
Chcesz więcej = robisz więcej.